Niestety na rynku nie brakuje nieuczciwych sprzedawców. Zakup samochodu używanego prawie zawsze obarczony jest ryzykiem. O jakim ryzyku mowa? O ewentualnym cofnięciu licznika w pojeździe. Na szczęście są różne sposoby ułatwiające kupującemu weryfikację stanu faktycznego. Co sprawdzić, gdy kupuje się auto z rynku wtórnego, żeby mieć pewność, że rzeczywiście przejechało tyle, ile wskazują liczby na kokpicie?
Zacznijmy od najważniejszego – cofanie licznika jest przestępstwem zagrożonym karą więzienia do lat 5. Od 25 maja 2019 roku obowiązują nowe przepisy, zgodnie z którymi osoby zmieniające wskazania licznika oraz osoby zlecające takie zadanie mogą trafić do więzienia. Mimo to nadal bardzo często spotyka się samochody wyglądające na dużo więcej przejechanych kilometrów niż wskazywałyby to liczby. Jak zatem ustrzec się przed zakupem auta z cofniętym licznikiem?
Po pierwsze – sprawdź raport z CEPiK-u
Najłatwiejszym sposobem weryfikacji prawdziwości danych jest wyciągnięcie raportu z CEPiK-u, czyli Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Od 2014 roku w trakcie badania technicznego istnieje obowiązek wprowadzenia liczb pokazujących dotychczasowy przebieg danego samochodu. Informacje na ten temat zbiera właśnie CEPiK i udostępnia je na stronie historiapojazdu.gov.pl. Aby móc wygenerować raport, trzeba dysponować numerem VIN, numerem rejestracyjnym pojazdu oraz znać datę pierwszej rejestracji. Korzystanie z serwisu jest bezpłatne.
Po drugie – VIN i ASO
To, czy stan licznika wygląda na prawdziwy, można zweryfikować również w ASO (Autoryzowanej Sieci Obsługi) danej marki. Za każdym razem, gdy właściciel wykonywał przegląd w jednym z punktów, obsługujący go pracownik miał obowiązek wpisania przebiegu do bazy, dlatego te dane na pewno będą wiarygodne. Uwaga – usługa weryfikacji stanu licznika w ASO jest płatna. Żeby móc to zrobić, trzeba przede wszystkim znać numer VIN samochodu.
Po trzecie – wnętrze i wygląd zewnętrzny pojazdu
Niektóre niepokojące sygnały widać już na pierwszy rzut oka. Gdy oglądacie auto, które chcecie kupić, zwróćcie uwagę na stan wnętrza. Jeżeli fotele, kierownica albo gałka zmiany biegów wyglądają na dużo bardziej wyeksploatowane niż wskazywałaby na to liczba przejechanych kilometrów, lepiej uważać. Działa to także w drugą stronę – obszycia sprawiające wrażenie nowych mogą być złym znakiem. Wtedy sprawdźcie, w jakim stanie są przyciski i pokrętła na konsoli, bo ich nie da się tak łatwo wymienić.
Podobnie uważnie należy podejść do oglądania samochodu z zewnątrz. Zarysowany lakier przy drzwiach czy wytarte klamki świadczą o tym, że auto było mocno eksploatowane, więc prawdopodobnie nikt nie przejechał nim zaledwie 50 tys. km. Mimo to przed wyciągnięciem pochopnych wniosków warto obejrzeć przynajmniej kilka modeli o podobnym przebiegu – każdy samochód starzeje się w nieco innym tempie.
Po czwarte – usterki
Pozostaje jeszcze kwestia usterek. Pamiętajcie, że niektóre problemy nie powinny się pojawiać w pojazdach, które mają na liczniku 100 tys. km lub mniej. Mowa tu np. o awarii sprzęgła, turbiny, luzach w zawieszeniu czy szumiących łożyskach. Jeżeli coś budzi Wasz niepokój, po prostu sprawdzajcie wiarygodność danych w każdych możliwych źródłach.